Corona na Sri Lance

To jest mój pierwszy wpis. Powinien być najważniejszy. Tak mi się wydaje. Mogłabym napisać traktat ewangelizacyjny albo teologiczną rozprawkę. Ale napiszę po prostu co u mnie. Coś mi podpowiada, że historia życia jest zawsze dużo ciekawsza niż wydumane teorie na temat życia. Rok temu miałam adres zamieszkania, chłopaka, plany na najbliższy rok, numer telefonu, 2 zespoły muzyczne, ustrukturyzowany sposób spędzania wolnego czasu, określone hobby, grupę przyjaciół, pieniądze i pracę. Od 15 miesięcy mieszkam na plaży, na niewielkiej wyspie na Oceanie Indyjskim. Przyjechałam na ślub koleżanki. To było w grudniu, między Bożym Narodzeniem a Sylwestrem. Miałam zostać 3 miesiące. Wydarzyła się Corona. Kiedy wszyscy w panice wracali do swoich krajów i rodzin, ja zostałam. Nie chciałam uciekać z nikąd i do nikąd. Lęk nigdy nie jest dobrym doradcą. Nie chcę też w tym momencie udawać bohaterki. Nie byłam przygotowana na tą przymusową i przedłużającą się banicję i z pewnością nie była ona wynikiem mojej odwagi. Szczerze powiedziawszy nie potrafiłam nawet zamówić taksówki z lotniska do stolicy. Nikt z mojej rodziny nie był nigdy wcześniej na innym kontynencie. Rodzice zabierali mnie pod namiot do Giżycka i co najwyżej do Czechosłowacji. Poza tym, kto nie boi się utraty wszystkiego nad czym pracował przez 30 lat niech pierwszy rzuci kamieniem. Racjonalne myśli o kontrolowaniu i zabezpieczaniu tego, co się już zgromadziło, zabijają jakakolwiek plany o ruszeniu w nieznane. Jak przetrwać na innym kontynencie, w otoczeniu kompletnie obcej kultury? Skąd brać pieniądze na utrzymanie? Jak poradzić sobie z samotnością i atakami paniki, że nie mam nikogo, kto pomoże jak będę umierać na Dengę? Jak ugryzie mnie Kobra albo sprzedadzą na targ niewolników? Jestem na Sri Lance 15 miesięcy. Nigdy bym się na to nie zdecydowała. Coś / KTOŚ zdecydował za mnie. Ja tylko nie poddałam się panice i pozwoliłam mojej łodzi łagodnie dryfować w nieznanym kierunku. Cała koncepcja przylotu na wyspę, była od początku do końca podążaniem na ślepo za tym, co nazywam GŁOSEM BOGA. Z doświadczenia wiem, że ten głos nie prowadzi na manowce. Był więc jakiś większy powód mojego pojawienia się tutaj. A ucieczka pod bezpieczne skrzydła rodziny w Polsce nie pozwoliłaby mi tego odkryć.

Scroll to top