Wyobraź sobie, że ktoś niespodziewanie pyta cię: Czy wierzysz w Jezusa? W uszach przeciętnego człowieka, pytanie to brzmi dziwnie. Społeczeństwo nauczyło się kontestować wszystko, co dotyczy wiary chrześcijańskiej. Co innego, gdyby ktoś zapytał o Buddę. Ale Jezus? To niepokojące, ponieważ nie jest to pytanie o wiarę w istnienie postaci z historii czy legendy. To pytanie otwiera dyskusję, w której będziesz musiał się opowiedzieć. Nie chodzi o to, czy wiesz, że Jezus istniał. Chodzi o to, czy wierzysz, że był i jest tym, kim Biblia mówi, że jest. I czy rzeczywiście Mu ufasz, jak człowiek ufa jedynej osobie, która może wyciągnąć go z wody, gdy tonie.
Wiem kim Jezus jest dla mnie: Bóg objawiony w ludzkim ciele, prawdziwie Bóg i prawdziwie człowiek. Nie jakiś dobry nauczyciel, zreformowany faryzeusz, mistyk czy filozof, ale Ten, który zostawił chwałę nieba, żeby przyjść na ten świat jako jeden z nas. A potem by zawisnąć na krzyżu. Nie po to, żeby zostawić nam wzruszającą historię o miłości i cierpieniu, ale żeby naprawdę zapłacić za moje grzechy. Grzechy, które, jak mówi Biblia, są powodem, dla którego zasługujemy na wieczne oddzielenie od Niego. On zapłacił pełną cenę. Nie zostawił mnie bez ratunku. A następnie zmartwychwstał, czym pokazał, że ma moc życie oddać i ma moc znów je odzyskać. Wiem, że wieczne życie to nie mit.
I teraz najważniejsze: czy wierzysz, że ta ofiara, Jego krew przelana za ciebie, to jedyna droga? Nie jedna z wielu dróg. Nie tylko inspirujący gest. Ale jedyna możliwa droga do Boga? Bo Jezus nie mówił, że „jest jedną z opcji”. Powiedział, że jest drogą i nikt nie przychodzi do Boga jak tylko przez Niego i w Nim.
Ale tu wcale nie chodzi tylko o to, żeby potwierdzić: „Tak, wierzę w to”. Widzisz, to trochę jak z krzesłem. Możesz oglądać je ze wszystkich stron, przyglądać się śrubom, drewno może wydawać się solidne, możesz nawet powiedzieć: „Wierzę, że utrzyma mój ciężar”. Ale póki na nim nie usiądziesz, póki nie powierzysz mu swojego ciężaru, to jest to tylko domniemanie. Tak samo jest z Jezusem. Nie chodzi tylko o to, czy wiesz, czy potrafisz o Nim opowiadać. Chodzi o to, czy naprawdę Mu ufasz. Czy oddałeś Mu swój grzech, powierzyłeś swoje życie, swoją przyszłość i całą swoją nadzieję.
Zadaj sobie pytanie: co by się stało, gdyby ktoś ci to krzesło spod nóg wyciągnął? Czy spadłbyś prosto na ziemię, bo opierałeś się tylko na Nim? Czy może trzymałbyś się jeszcze innych rzeczy, własnych starań, religijnych rytuałów, dobrych uczynków, byle czego, co miało ci pomóc się utrzymać?
Jeśli naprawdę opierasz się tylko na Nim, jeśli twoją jedyną deską ratunku jest Jego ofiara i Jego zmartwychwstanie, i to właśnie oznacza wierzyć w Jezusa. W tym momencie jesteś uratowany. Ale jeśli nie jesteś pewien, jeśli czujesz, że jeszcze nie zrobiłeś tego kroku, ale coś cię do Niego ciągnie, to wiesz co? To bardzo dobrze. Bo to Bóg sam cię przyzywa. I wiesz, co masz zrobić? Uwierz. Zaufaj Mu. Pozwól, by to On poprowadził cię od grzechu do przebaczenia i od śmierci do życia. Możesz to powiedzieć własnymi słowami, cicho w sercu albo na głos, gdziekolwiek jesteś:
Boże, wiem, że zgrzeszyłem i że mój grzech oddziela mnie od Ciebie. Wybacz Mi.
Wiem, że bez Twojego przebaczenia, moje grzechy na zawsze mnie od Ciebie odsuną.
Ale wierzę, że Ty Jezu, jesteś moim Panem i Zbawicielem.
Wierzę, że Twoja śmierć wystarczy, by zapłacić za wszystko, co zniszczyłem w relacji z Tobą.
Zdaję się tylko na Ciebie.
Dziękuję Ci za przebaczenie i zbawienie.
Pomóż mi zbliżać się do Ciebie każdego dnia.
Krzysztof Radzimski