Nazywam się Diana. Mam 34 lata. Od dziecka marzyłam, żeby robić rzeczy niesamowite i żyć tak jak jeszcze nikt, no może Robinson Cruzoe i Vasco da Gamma. Chciałam zobaczyć miejsca, których nie widział nikt, bo nie można tam dolecieć samolotem ani dopłynąć łodzią motorową. Marzyłam, żeby spotkać plemiona, które nie widziały białego człowieka.
Uwierzyłam, że życie to więcej niż pieniądze, kariera, bycie przyzwoitym obywatelem i i zamążpojscie. Jedyne co ryzykuje to niewypełnienie programu narzuconego przez społeczeństwo. Wszystko to wynika z wiary, że nie jestem przypadkiem. Jestem stworzona na podobieństwo BOGA, a moje marzenia to drogowskazy prowadzące do odkrycia powołania. Znaczy to, że ja i ty mamy do wypełnienia jakąś przestrzeń w Bożym pomyśle na stworzenie świata i nikt inny nas w tym nie zastąpi. Tak rozumiane życie wiarą to ciągłe przełamywanie ograniczeń i schematów. To pozostawanie w nieustannej kontrze do tego czego się boimy. Salą laboratoryjną tego procesu stały się moje podróże, którymi zaczęłam wypełniać każdą wolną chwilę od 17-sytego roku życia. Bałam się wtedy wielu rzeczy – począwszy od tego, że nie będę miała gdzie spać do samotności i nowego. Ale o tym później…