Morze życia…

Co widzimy na tym obrazie? Ryk wód, szkwał, ogromne fale z hukiem przelewają się przez burtę, czarne groźne chmury na niebie, a także dość blisko wystające skały o które można się rozbić. Żagle statku nieco porwane, ale ster nie roztrzaskany… Statek pomimo sztormu płynie do celu, a spoza groźnych i prawie czarnych chmur przebija się żółto-pomarańczowe słońce, które prowadzi statek… I niezwykła jasność okalająca żaglowiec… Załoga zapewne zmniejsza powierzchnię żagli, a może nawet całkowicie je zwinie, aby ograniczyć napór wiatru i zmniejszyć ryzyko przewrócenia lub uszkodzenia statku. W przenośni – to opis naszego życia – powiedziałbym naszego chrześcijańskiego życia.

W dzisiejszym rozważaniu chciałbym zaprosić Was – Drodzy Czytelnicy, do refleksji nad jednym z najbardziej symbolicznych i zarazem tajemniczych metafor, które możemy znaleźć w Piśmie Świętym, a mianowicie „morzem”. Morze w Biblii jest często przedstawiane jako coś nieprzewidywalnego, pełnego niepokoju, a zarazem jako przestrzeń, w której możemy spotkać Boga.

Morze jako siedlisko zła i demonów

Morze w Starym Testamencie zwykle jest symbolem chaosu, zła i zagrożenia. W Księdze Rodzaju, na początku stworzenia czytamy, że Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami(Rdz 1,2). Wody symbolizują tu nieład, chaos i ciemność. Dopiero potem Bóg wprowadza porządek, stwarza światłość i porządkuje, ogranicza zasięg wód. Podobne metafory morza możemy znaleźć również w wielu innych fragmentach Pisma Świętego, gdzie morze jest miejscem niebezpiecznym, gdzie czekają burze, fale i potwory, które zagrażają życiu.

Starożytni Izraelici bali się morza. Podróżowali drogą morską jedynie w przypadkach niezbędnej, ostatecznej konieczności. Strach przed morzem miał swoje podstawowe źródło w tym, że morze to żywioł niepodatny na okiełznanie. Nawet doświadczeni marynarze w przypadku silnych sztormów byli bezradni wobec sił wzburzonych wód. Tę dzikość morza tłumaczono obecnością w nich demonów.

Ślady przekonania o obecności demonów w morskich głębinach pojawiają się w Biblii w różnych miejscach, tak, że na podstawie tych fragmentów można wywnioskować, że taka wizja kosmologiczna była żywo obecna w Izraelu. I tak na przykład w psalmie 74,13-14 czytamy: „Ty ujarzmiłeś morze swą potęgą, skruszyłeś głowy smoków na morzu. Ty zmiażdżyłeś łby Lewiatana, wydałeś go na żer potworom morskim”; czy u Izajasza: „W ów dzień Pan ukarze swym mieczem twardym, wielkim i mocnym, Lewiatana, węża płochliwego, Lewiatana, węża krętego; zabije też potwora morskiego”  (Iz 27,1). Jednocześnie wyraźnie widzimy, że Bóg ma władzę nad morzem, i On jest jedyną Osobą posiadającą taką władzę.

Także w Nowym Testamencie widzimy, że wody i morze to środowisko sił zła. Po wyjściu złych duchów (dokładnie z gr. δαίμονες [daimones] – demonów) z dwóch opętanych wstępują one za przyzwoleniem Jezusa, w świnie. I jak czytamy: „I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w falach” (Mt 8,32). Nieczyste świnie, w które weszły demony biegną do wody i toną, biegną niejako do swojego naturalnego środowiska.

Autor Apokalipsy mówi o Bestii wychodzącej z morza (Ap 13,1). Ta Bestia to symbol mocy i imperiów tego świata – kierowanych przez diabła i jego moce. Pokłonią się jej wszyscy, których imię nie jest zapisane w „księdze życia zabitego Baranka”. W Apokalipsie czytamy też o zmarłych, którzy przebywali w otchłani morskiej (20,13). Niejako epilogiem i podsumowaniem tego negatywnego postrzegania morza – jest pierwsze zdanie mówiące o nowym stworzeniu, które zakończone jest informacją o tym, że morza już nie ma I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma” (Ap 21,1).

Morze jako obraz niepokoju i niepewności oraz przemiany, oczyszczenia

Morze było zawsze czymś groźnym, niebezpiecznie zwodniczym. Zwodziło równością swojej powierzchni, pozornie uspokajającym szumem fal. Spokojne morze emanuje poczuciem ciszy i harmonii. Woda jest niemal nieruchoma, co wprowadza w stan relaksu i spokoju. Jednak gdy przychodzi wiatr spokojna woda zmienia się w groźną i niszczycielską siłę. Morze przeraża gwałtownością sztormu. A w mrokach nocy kojarzy się z pierwotnym stanem świata, z absolutnym chaosem i nieskończonym pustkowiem. Jest synonimem potęg nieprzyjaznych dziełu Bożemu – stanowiących śmiertelne zagrożenie dla człowieka. Ale jest też symbolem nie tylko początku lecz i pewnego końca.

Jego złowroga i niszczycielska moc ma jednak paradoksalne skutki. I tak na przykład wody potopu oczyszczają świat z nieprawości i wprowadzają w pierwsze i wieczne przymierze Boga z ludźmi. Tęcza każdorazowo nam o tym przypomina. A morze podczas wyjścia Izraelitów z Egiptu było miejscem ratunku przed faraonem i jego wojskami. Był to też rodzaj chrztu, oczyszczenia – jak pisze o tym Paweł: „Nie chciałbym, bracia, żebyście nie wiedzieli, że nasi ojcowie wszyscy, co prawda zostawali pod obłokiem, wszyscy przeszli przez morze i wszyscy byli ochrzczeni w [imię] Mojżesza, w obłoku i w morzu” (1 Kor 10,1-2). 

Jonasz gdy tonął doświadczył spotkania ze śmiercią w głębinach wód i to go przemieniło. Zawołał do Pana Boga z wnętrza ryby, która była dla niego ratunkiem zesłanym przez Boga. „W utrapieniu moim wołałem do Pana, a On mi odpowiedział. Z głębokości Szeolu wzywałem pomocy, a Ty usłyszałeś mój głos. Rzuciłeś mnie na głębię, we wnętrze morza, i nurt mnie ogarnął. Wszystkie Twe morskie bałwany i fale Twoje przeszły nade mną. (…) Ale Ty wyprowadziłeś życie moje z przepaści, Panie, mój Boże! Gdy gasło we mnie życie, wspomniałem na Pana, a modlitwa moja dotarła do Ciebie, do Twego świętego przybytku. (…) Ale ja złożę Tobie ofiarę, z głośnym dziękczynieniem. Spełnię to, co ślubowałem. Zbawienie jest u Pana” (Jon 2,3-10).

Tak więc morze – woda to także przestrzeń, w której również rodzi się nadzieja. Morze nie jest tylko symbolem zagrożenia i zniszczenia, ale także transformacji. A zanurzenie się w wodzie podczas chrztu uważa się za rozpad – pogrzebanie starego życia. Zaś wynurzenie, wyjście z niej jest obrazem nowego narodzenia, zyskaniem nowej formy, nowego kształtu. Tak czytamy w Liście do Rzymian w szóstym rozdziale. To symbol „nowego człowieka”: „Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie” (Rz 6,11).

Trzeba pamiętać, że to ciemne morze to środowisko naszego życia… Ten świat jest pod władzą sił przeciwnych człowiekowi… Jak powiedział Pan Jezus: Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony” (J 14,31). Gdy Biblia mówi, że szatan ma władzę nad światem, musimy pamiętać, że Bóg dał mu rządzić nad tym światem poprzez władców i siły przeciwne planowi Bożemu i zbawieniu człowieka. Ma on władzę nad niewierzącymi. Niewierzący natomiast, złapani są „w sidła szatana” (2 Tm 2,26), kłamstwa, tkwią w złym (1J 5,19),  w zniewoleniu szatana (Ef 2,2-3). Wierzący zaś nie podlegają władzy szatana (Kol 1,13).

Tak więc my żyjemy na tej ziemi, będącej ciągle we władzy szatana. Doświadczamy „burz” niepokoju, niepewności, a także wyzwań, które niejednokrotnie wydają się nas przerastać. Morze życia to miejsce, w którym spotykamy trudności, choroby, straty, śmierć, przychodzące niespodziewanie rozczarowania. Wszystko to zmusza nas do ufania Bogu.

Morze jako miejsce próby i wiary, w którym rodzi się nadzieja

Warto jednak pamiętać, że Biblia mówi o morzu nie tylko w kontekście niebezpieczeństwa, ale także jako o przestrzeni, w której możemy spotkać Boga. Tak jak Jezus szedł po wodach podczas burzy na Jeziorze Galilejskim, by uspokoić strach apostołów (Mt 14,22-33), tak i w naszym życiu, w chwilach kryzysów, Bóg może przyjść do nas, by nam pomóc. Jezus, jako Pan „ morza”, pokazuje, że nie ma żadnych „burz” ani trudności, które byłyby poza Jego kontrolą.

Burze na morzu w historii uczniów Jezusa są okazją do szczególnych Bożych objawień. Możemy wspomnieć historię gdy burza zastała uczniów Jezusa na jeziorze a On przyszedł do nich po wodzie. A potem Piotr chodził po wodzie… „Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!» Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: «Czemu zwątpiłeś, małej wiary?»  Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym»” (Mt 14,30-33).

W momentach, gdy nasze życie przypomina wzburzone morze, musimy pamiętać, że to, co dla nas jest nie do pokonania, dla Boga jest przestrzenią, w której On może działać. Jezus, który przychodzi do apostołów mówi: «Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!» (Mt 14,27). To wezwanie do odwagi jest także wezwaniem dla nas, by zaufać, że Bóg potrafi przemienić nasze burzliwe chwile w momenty doświadczenia Jego bliskości.

W życiu nie zawsze (albo nawet rzadko) mamy kontrolę nad tym, co się dzieje wokół nas. Morze życia bywa pełne nieoczekiwanych zwrotów, może nagle pojawić się „burza”, a my, jak apostołowie, czujemy się bezradni. Ale Jezus zachęca nas do zaufania. Kiedy Piotr zobaczył Jezusa na wodzie i usłyszał Jego wezwanie: „Chodź!”, wyszedł z łodzi i ruszył ku Niemu (Mt 14,29). Gdy jednak zobaczył wiatr i fale, zaczął tonąć krzycząc: „Panie, ratuj!” I wtedy Jezus wyciągnął do niego rękę i ocalił go.

Podobnie i w naszym życiu, choć mamy wrażenie, że morze jest zbyt silne, by je pokonać, Bóg wzywa nas do tego, byśmy po prostu zaufali Jemu. Nasze słabości, strach i wątpliwości są naturalne, ale to, co naprawdę liczy się w trudnych chwilach, to nasza gotowość, by podjąć ryzyko i zaufać Temu, który nad wszystkim panuje. „O, małej wiary!” – Jezus mówi do Piotra (Mt 14,31), przypominając mu i nam, że Boża pomoc jest zawsze dostępna, jeśli tylko odważymy się ją z wiarą przyjąć.

Tak więc nasze życie, choć płynie po morzu pełnym wzburzonych fal, jest okazją do spotkania Boga. Nie bójmy się więc burz, które przychodzą. Zamiast tego, przyjmijmy zaproszenie do zaufania, do otwarcia się na Jego obecność, do przekroczenia granic naszych lęków i doświadczania Bożej mocy, która sprawia, że nawet w najciemniejszych chwilach możemy znaleźć światło. Światło Jego obecności, pokoju i pomocy.

Morze jako miejsce szkoły wytrwałości i pewności zbawienia

W liście Pawła czytamy:Ten właśnie nakaz poruczam ci, Tymoteuszu, dziecko [moje], po myśli proroctw, które uprzednio wskazywały na ciebie: byś wsparty nimi toczył dobrą walkę, mając wiarę i dobre sumienie. Niektórzy odrzuciwszy je ulegli rozbiciu (gr. εναυαγησαν [enauagēsan] – przeżyli rozbicie się okrętu) we wierze; do nich należy Hymenajos i Aleksander, których przekazałem szatanowi, ażeby się oduczyli bluźnić” (1Tm 1,18-20). To pokazuje, że wierzący może stać się rozbitkiem. Statek życia Hymenajosa i Aleksandra rozbił się, ich wiara rozbiła się podczas podroży w trudach życia…

W Liście do Hebrajczyków 2,1 czytamy podobne słowa: „Dlatego jest konieczne, abyśmy z jak największą pilnością zwracali uwagę na to, cośmy słyszeli, abyśmy przypadkiem nie zeszli na bezdroża”. Wyrażenie „zwracać uwagę” to tłumaczenie gr. προσέχω [prosechō] – (w przenośni) utrzymywać umysł w kierunku, zwracać uwagę, być ostrożnym, stosować się do. Odnosi się ono do zakotwiczenia statku i zacumowania go w porcie. Zaś wyrażenie „zeszli na bezdroża” to tłumaczenie greckiego słowa παραῤῥυέω [pararrhueō] – przepływać obok, czyli (w przenośni) beztrosko mijać (przegapić), przepuścić. Używano go do opisania statku, który oderwany od cum, swobodnie pływał w porcie[i]. Jak wiemy, cumowanie ma na celu nie tylko bieżące unieruchomienie jednostki, ale także zabezpieczenie jej przed zerwaniem w razie pogorszenia pogody. Za pomocą dwóch wyrażeń mamy tutaj opisany marynistyczny obraz tego, jak należy się trzymać tego, „cośmy słyszeli”, aby nie stać się „rozbitkiem w wierze”. Należy być dobrze, mocno zacumowanym, aby w razie różnych sytuacji, które spotykają nas w życiu, cumy nie zostały zerwane, a my abyśmy nie znaleźli się zdani na niepogodę z możliwością porwania przez wiatr i rozbicia się, czy to przez nabrzeżne skały, czy przez samą siłę fali.

Dalej w tym liście dowiadujemy się jeszcze, że to Jezus, jako arcykapłan na wzór Melchizedeka, jest dla nas tą nadzieją, której należy się trzymać niby kotwicy (6,18–20). Kotwica jest elementem, dzięki któremu jednostka pływająca jest unieruchamiana na wodzie przez zaczepienie o dno. Tak więc musimy się trzymać słowa obietnicy, musimy się trzymać Jezusa arcykapłana, aby nie zostać rozbitkiem w wierze. Jak czytamy: „Dlatego Bóg, pragnąc okazać ponad wszelką miarę dziedzicom obietnicy niezmienność swego postanowienia, wzmocnił je przysięgą, abyśmy przez dwie rzeczy niezmienne, co do których niemożliwe jest, by skłamał Bóg, mieli trwałą pociechę, my, którzyśmy się uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nadziei. Trzymajmy się jej jako bezpiecznej i silnej kotwicy duszy, (kotwicy), która przenika poza zasłonę, gdzie Jezus poprzednik wszedł za nas, stawszy się arcykapłanem na wieki na wzór Melchizedeka” (Hbr 6,17-20). Mamy tu piękny obraz kotwicy. Greckie słowo πρόδρομος [prodromos][ii] przetłumaczone tutaj jako „poprzednik” ma znaczenie: przybywający wpierw, zwiadowca, prekursor. To też jest marynistyczne wyrażenie. Przedstawia statek przybijający do portu, który ze względu na pogodę ma kłopoty z wejściem do portu i wysyła w łodzi żeglarzy z kotwicą, by w ten sposób pokonując fale przybrzeżne, zarzucić ją w miejscu, gdzie będzie mocno trzymała (statek będzie dobrze zakotwiczony i potem też zacumowany), zabezpieczając tym sposobem przed katastrofą i zatonięciem.

W tym obrazie to Jezus jest prekursorem wpływającym razem z kotwicą do portu, zarzucającym kotwicę w miejscu, gdzie będzie mocno trzymać i zabezpieczy statek. Mamy więc obraz Jezusa, który – jak arcykapłan w świątyni wchodził do Miejsca Najświętszego poprzez zasłonę – przeszedł przez niebiosa (zob. Hbr 4,14), czyli „zasłonę”, dochodząc do samego Boga (zob. Hbr 9,24) i zakotwiczył naszą nadzieję przed obliczem samego Boga. W ten sposób „kotwica duszy” dla nas, przebywających jeszcze na wzburzonych wodach życia, jest już w Miejscu Najświętszym, razem z Chrystusem – w najbardziej trwałym miejscu, jakie jest w ogóle do wyobrażenia. Nie ma miejsca w widzialnym i niewidzialnym świecie, które mogłoby być bardziej bezpieczne i trwałe. Ta kotwica to nasze wieczne bezpieczeństwo – jeśli tylko będziemy się jej trzymać. W końcu wydaje się, że Jezus nie tylko wszedł z kotwicą, ale tą kotwicą jest On sam!

I może warto jeszcze przypomnieć, że jednym z pierwszych symboli chrześcijan była kotwica. Znak kotwicy występuje na grobowcach najstarszych katakumb. Kotwica wyrażała niezachwianą nadzieję na zbawienie, mocne trwanie pierwszych chrześcijan w wierze, zakotwiczenie łodzi życia w porcie wieczności, ufność wśród burz prześladowań. Trzymajmy się tej kotwicy – cokolwiek by się działo w naszym życiu. Trzymajmy się ze wszystkich sił, gorliwie. Nie pozwólmy sobie na lenistwo duchowe, lenistwo w poznawaniu Boga, w byciu z Bogiem. Nie dajmy się zawładnąć zniechęceniom i strachowi – czekajmy cierpliwie i ufnie na Bożą interwencję. Bóg nie zawodzi!

Pastor Robert Boryczka


[i] Wg MacArtur John, Komentarz MacArtura do Nowego Testamentu, Gdańsk 2015.

[ii] Poprzednik – to też osoba wysyłana naprzód przez cesarza, aby założyć obóz i przygotować miejsce na obozowisko; ktoś, kto przybywa pierwszy, aby pomoc przystosować lub przygotować miejsce dla tych, którzy podążają za nim.

Scroll to top