Drodzy bracia ojcowie..
Pamiętam kiedy, jako „świeżo upieczony” tata, musiałem się zmierzyć ze wszystkim od czego ojcostwo się zaczyna. Pierwsze kilka nocy w ogóle nie spaliśmy sprawdzając każdy oddech, reagując na kwilenie i każdy dźwięk naszej córki. Oczywiście było to dla mnie/nas wyzwanie, ale też dużo się uczyłem.
Około piątej nieprzespanej nocy czułem się jakbym potrzebował wenflon i bezpośrednie doprowadzenie kawy do moich żył, aby normalnie funkcjonować. Jednocześnie wyczerpanie fizyczne i skoki emocjonalne były wybuchową mieszanką dla mnie. Pamiętam, że gdy przyjaciel przygotowywał mnie do roli ojca dostałem wiele rad, ale jedną z nich było to, że kiedy pojawia się dziecko w życiu rodziny, to wprowadza w życiu rodziny pewnego rodzaju „momentum”. To znaczy Bóg używa tego wydarzenia i nadaje pędu w wielu dziedzinach życia, których nie byliśmy świadomi lub nie było możliwości i energii do zmiany. Paradoksalnie choć wydaje się, że nie ma na nic czasu i energii, a dni mijają jak godziny, a godziny jak minuty to przyspieszenie to może wprowadzić zmianę/ruch w procesie przemiany na obraz i podobieństwo
Jezusa Chrystusa. Oczywiście o ile, człowiek podda się działaniu Boga. Rzeczywiście muszę przyznać, że doświadczyłem czegoś takiego właśnie w relacji z Panem Bogiem. To był trudny czas, ponieważ widzieć swoje serce i to kim naprawdę jesteś jest bolące. Natomiast zmiany jakie Bóg uczynił we mnie w tym procesie są ponadnaturalne, tak jakby wydarzyły się poza mną.
Pamiętam, gdy pierwszy raz „Ja” wysportowany, zdyscyplinowany wydawałoby się powiedzieć „mężczyzna”, chrześcijanin, pastor po którejś z nieprzespanych nocy z rzędu zamiast wstać do dziecka, potrafiłem tylko puknąć żonę nogą, aby to ona zareagowała na płacz naszej córeczki. Mój mózg dawał mi wiele bardzo racjonalnych argumentów na takie zachowanie typu: „przecież pracujesz”, „musisz mieć siłę”, itd.
Jednakże jakiś czas później mój charakter znów został poddany próbie. Otóż pewnej nocy nasza córka zaczęła płakać, „Ja” (tak mi się wydaje) obudziłem się pierwszy i udawałem, że śpię i wtedy znów moja żona wzięła odpowiedzialność i miała więcej miłości i męskości niż ja. Te dwie sytuacje Bóg obnażył podczas jednego z czasów modlitwy, pokazał mi kim naprawdę jestem – jakie jest moje serce. Pamiętam, że to doświadczenie zawstydzenia od Boga i jednocześnie miłości zmieniło mnie na zawsze.
Widzisz, jako misjonarz/duszpasterz możesz łatwo przyzwyczaić się, by być bohaterem wszystkich wokół poza swoim domem i uzależnić się od ludzkiej aprobaty. W pewnym sensie rozumiem to, ponieważ za wstawanie do dziecka w nocy, bycie mężczyzną i ojcem w domu nie dostaniesz orderów, rzadko również ktoś cię pochwali. Raczej umęczony, po 8-9 godzinach pracy trzeba zrobić zakupy, wejść do apteki lub pojechać do lekarza itd. Kiedy wracasz to czujesz się jak „dętka”. A tutaj tak naprawdę zaczynasz kolejny etat.
Czego się nauczyłem..
Zawsze marzyłem by zostać tatą, aby zrozumieć lepiej relacje Syna Bożego Jezusa Chrystusa
z Bogiem Ojcem.
Rzeczywiście w procesie bycia rodzicem wiele rzeczy się zmieniło, wyszedłem z wielu schematów mojego życia, udało mi się też zrozumieć lepiej serce Boga.
Jako chrześcijanin jestem przyzwyczajony do bycia zaangażowanym w mój duchowy rozwój oraz życie lokalnego kościoła. Każdego dnia również, jako zdyscyplinowany uczeń, spędzam czas z Pismem Św. w modlitwie, świadectwie, służbie itd. Bywały sezony w moim życiu, gdzie byłem wyczerpanym i zabieganym tatą. W rezultacie zaniedbywałem moje codzienne rutyny na rzecz bycia z rodziną. Początkowo czułem się winny, że nie spędzam wystarczająco dużo czasu z Bogiem w sposób w jaki do tej pory rozumiałem. Doprowadziło mnie to do sytuacji, w której oddzielałem w życiu sprawy duchowe (Sacrum) i cielesne (Profanum). Myślałem, że Boga jakby nie ma w tych codziennych obowiązkach rodzinnych. Zamknąłem Boga w pudełku moich duchowych dyscyplin. Dawałem się zwieść, że jest On nieobecny w codziennym spędzaniu czasu z rodziną.
Nic bardziej mylnego i chciałbym przestrzec przed tego rodzaju myśleniem. Pamiętam, gdy podczas budowania z klocków DUPLO „zoo” z córką przeżyłem głębsze spotkanie z Bogiem i naukę z tego idącą niż z przygotowania dobrej egzegezy biblijnej na niedzielne kazanie. Oczywiście to nie znaczy, aby teraz rzucić wszystko i inwestować w klocki, ale raczej zrozumieć, że Bóg nie jest częścią naszego życia, lecz naszym życiem, a żywa relacja z Nim to nie jest tylko zdyscyplinowane czytanie Pisma Św.
Nowonarodzony człowiek, który przez wiarę zawierzył życie Jezusowi Chrystusowi uznając tym samym Jego panowanie w swoim życiu, w darze otrzymuje Ducha Św. Bóg w swojej obecności zamieszkuje w człowieku jak we świątyni. Oznacza to, że wszystko co robimy i przeżywamy odbywa się w Jego obecności i w każdym momencie jest On obecny. Myląca może być tylko nasza percepcja, nasze odczuwanie, ale na Bogu w przeciwieństwie na człowieku, ciężko się zawieźć.
Refleksja..
Kiedy pod koniec roku sprawdzałem mój modlitewnik, znalazłem w nim wiele wartościowych lekcji jakie Bóg udzielał mi na spacerach, placach zabaw, karmieniu wiewiórek, podróży, całej relacji z moją córką. Warto więc włożyć pewien wysiłek w relacje rodzinne. Byłoby to zawstydzające, gdyby człowiek pozyskał cały świat, a w swoim domu stracił najważniejsze relacje. Tym bardziej, że jako rodzice, w tym „Ja” jako ojciec jesteśmy najlepszym i najważniejszym obrazem Boga dla swoich dzieci. Ich nie da się oszukać, ale bardzo łatwo można zranić, stracić ich zaufanie lub zniechęcić.
Zróbmy więc wszystko, aby kochać nasze dzieci, nie naprawiając ich, a raczej być obecnym, pełnym miłości i łaski, czego wzór mamy w naszym Niebiańskim Ojcu.
Amen!
Pastor Cezary Byczkiewicz