Kilkanaście lat temu, gdy byłem jeszcze na misji w Rosji zrobiłem dla siebie studium biblijne na temat przywództwa. Starałem się znaleźć to, co łączyło duchowych przywódców występujących w Biblii. Nie tak wiele wspólnego odkryłem. W każdym przypadku Bóg wkroczył w życie konkretnego człowieka i powierzył mu zadanie do wykonania. Często była to to rzecz po ludzku mało realna lub nierealna do wykonania. Potrzebna była głęboka wiara w Boga i zaufanie Mu. Ale to właśnie Bóg, dając im to zadanie, czynił ich przywódcami dla innych. Byli bardzo różnymi ludźmi, jeśli chodzi o pochodzenie, wykształcenie czy jakieś widoczne cechy charakteru. Nie wszyscy też dobrze wywiązali się ze swojego powołania. Jednak ci, którzy dobrze skończyli i pozostali wierni Bogu do śmierci, cechowali się wiarą, bojaźnią przed Bogiem, duchem pokory i łaską przyznania się do swego grzechu. To ich łączyło.
W naszym chrześcijańskim świecie od jakiegoś czasu mamy modę na produkowanie przywódców. Próbujemy na siłę czynić liderów duchowych dając im narzędzia managementu, w zgiełku konferencji i nauczania superbohaterów z Zachodu. Niestety ci superbohaterowie okazują się z często nie takimi znowu superbohaterami. A plany, statystyki, techniki zarządzania – czyli metody managementu nie powodują, że ludzie stają się duchowymi przywódcami. Nie mówię, że znajomość pewnych zasad zarządzania nie jest przydatna przywódcy, ale mówię, że nie uczynią nikogo duchowym przywódcą. Gdyby to było możliwe, to nawet w Polsce przy tak małej ilości ewangelicznych chrześcijan mamy tak wiele szkoleń, że chrześcijanie ewangeliczni powinni stanowić armię kilkudziesięciu tysięcy przywódców, co zupełnie zmieniłoby nie tylko Kościół w Polsce, ale cały nasz kraj.
Oczywiście rodzi się pytanie: Skoro mamy tyle szkoleń to, dlaczego ciągle mamy deficyt duchowych przywódców? Dla mnie wniosek jest jasny – szkolenia nie doprowadzają do pojawienia się przywódców. Owszem szkolenia – mogą poprawić umiejętności organizacyjne, ale nigdy nie uczynią nikogo przywódcą duchowym. Nauczą jak podejść do ludzi, czasami nauczą jak wpływać na ludzi, aby podążali za tobą, ale nie zmienią serca ludzkiego, nie zmienią charakteru.
Nie chcę negować przydatności takich szkoleń – przecież nawet Mojżesz potrzebował rady od swojego teścia, bo nie radził sobie zupełnie właśnie z zarządzaniem. Jeszcze raz jednak podkreślę – szkolenia to nie droga, aby stać się duchowym przywódcą. To nie umiejętności uczyniły Mojżesz przywódcą, ale powołanie Boże, przyjęcie tego powołania i pełnienie go. To przebywanie z Bogiem na pustyni przez czterdzieści lat zmieniło go na użytecznego. Przecież czytamy: „Mojżesza wykształcono we wszystkich naukach egipskich, i potężny był w słowie i czynie”. Tak to wyszkolony Mojżesz „sądził, że bracia jego zrozumieją iż Bóg przez jego ręce daje im wybawienie, lecz oni nie zrozumieli”. Widzimy więc, że tak wspaniale wyszkolony, nie nadawał się jeszcze do Bożych celów. Dopiero „po czterdziestu latach ukazał mu się na pustyni góry Synaj anioł Pański w płomieniu ognistego krzaka” i usłyszał „Długo patrzyłem na ucisk ludu mego w Egipcie i wysłuchałem jego westchnień, i zstąpiłem, aby ich wyzwolić. Przyjdź, poślę cię teraz do Egiptu”. Wtedy rozpoczęło się przywództwo Mojżesza.
Widzę, że my w Polsce ciągle szukamy cudownego i łatwiejszego sposobu na rozwój Kościoła, dlatego też wielu liderów kościelnych i pastorów bierze udział w takich szkoleniach. Idąc za współczesnym światem oczekujemy szybkiego rezultatu, i w tym kontekście panuje przekonanie, że szkolenia załatwią sprawę. Czyż ciągle nie widzimy, że to tak nie działa?!
Naprawdę, truizmem jest stwierdzenie, że prawdziwa wielkość, prawdziwe przywództwo wzrasta nie na konferencjach, czy szkoleniach, ale z dala od takiego zgiełku. Dzieje się to tylko w obecności Boga. Tylko przebywanie z Bogiem kształtuje charakter. Tylko przebywając z Bogiem otrzymuje się wizję. To Bóg daje wizję, rozwija i kształtuje równocześnie charakter wybranego człowieka. To wynik procesu a nie cyklu szkoleń i przerobionego materiału. W Nowym Testamencie taki proces nazywa się to uczniostwem. Chociaż to modne pojęcie ostatnio, to bardzo często jest bardzo różnie rozumiane. Często sprowadza się po prostu do przerobienia programu (książki) jakiegoś zachodniego guru. Nasz Pan Jezus nie robił konferencji pod tytułem: „Jak czynić liderami?”. Jezus nie napisał i nie przekazał podręcznika/programu do przerobienia. On wybrał kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt osób, a później poprzez przebywanie z sobą kształtował ich na swój obraz i wszczepił im swoją wizję. To był proces, nie jednorazowe czy nawet cykl jednorazowych wydarzeń. Jezus nie uczył uczniów technik zarządzania, ale nauczył ich tęsknoty… Tak jak pisał o tym Antoine de Sainte-Exupery: „Jeśli chcesz zbudować statek, nie zwołuj ludzi, aby ci przynieśli drzewo, przygotowali narzędzia, nie przydzielaj zadań i pracy, lecz wzbudź w nich tęsknotę za dalekim, bezkresnym morzem”. To była tęsknota za Królestwem Bożym. Jezus odmalował przed swoimi uczniami to czym jest Królestwo Boże i jakie relacje panują w tym królestwie. Przypowieści pełne są właśnie tych obrazów królestwa. Ta tęsknota za tym królestwem, i jego doświadczenie w relacji z Jezusem i we wspólnocie którą tworzyli – zmobilizowała ich do wypełnienia wizji ich mistrza.
I tutaj mamy klucz do przywództwa. Przecież Jezus ciągle jest z nami i ciągle pragnie wzbudzać tą tęsknotę za Królestwem Bożym. Za Bogiem i Jego panowaniem. Jesteśmy posłani, aby nieść tą wieść o Królestwie Bożym na krańce ziemi. Czyż nie jest to właściwa droga do czynienia uczniami, a spośród swoich uczniów, to sam Pan powoła niektórych na przywódców dając im wizję dzieła do wykonania. Wtedy pojawią się naprawdę duchowi przywódcy, którzy mogą z czystym sercem i odważnie powiedzieć za Pawłem do swoich naśladowców: „Proszę was przeto, bądźcie naśladowcami moimi” (1Kor 4,16); „Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa” (1Kor 11,1); „Bądźcie, bracia, wszyscy razem moimi naśladowcami i wpatrujcie się w tych, którzy tak postępują, jak tego wzór macie w nas” (Flp 3,17); „A wy, przyjmując słowo pośród wielkiego ucisku, z radością Ducha Świętego, staliście się naśladowcami naszymi i Pana” (1Tes 1,6).
O Panie Boże wzbudź twoich uczniów w Polsce, którzy będą tęsknić za przebywaniem z Tobą bardziej niż za czymkolwiek innym. Niech będą mieć pragnienie jak Dawid, który mówił: „Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody”. Którzy podejmą się zadań niemożliwych do wykonania bez Ciebie. Którzy poddadzą się procesowi oczyszczania, aby być dobrymi Twoimi narzędziami. Którzy nie będą pragnąć zaszczytów u ludzi, ale będą pragnąć tylko Ciebie na wzór Pawła: „Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim – nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze – przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych”. Amen!
Robert Boryczka
(pastor)