Efekt Lucyfera

Camus w „Dżumie” starał się udowodnić, że „ludzie są raczej dobrzy”. Tezę tę potwierdza na przykład fakt, że po wybuchu epidemii ludzie utworzyli oddziały sanitarne. Była to inicjatywa obywatelska a przynależność do niej byłą dobrowolna. Okazało się, że w mieście była wystarczająca ilość wolontariuszy, którzy zaryzykowali własnym zdrowiem i życiem, aby nieść pomoc współobywatelom. Wyrazicielem myśli Camusa jest doktor Rieux, który uważa, że: „Zło na świecie płynie niemal zawsze z niewiedzy, dobra zaś wola może wyrządzić tyleż szkód co niegodziwość, jeśli nie jest oświecona. Ludzie są raczej dobrzy niż źli (…)”. 

Rzeczywiście długo dominujące teorie skłaniały się do postrzegania ludzi jako zasadniczo dobrych. Skłaniały psychologów do szukania źródeł zbrodniczych zachowań w zaburzeniach psychiki. Jednak po II wojnie światowej sytuacja uległa zmianie. Psycholog John Steiner, który prawie trzy lata był więźniem obozów koncentracyjnych, a po wojnie badał byłych członków SS i żołnierzy Wehrmachtu, przekonał się, że nie było wśród nich nadreprezentacji sadystów i socjopatów.

Gustave Mark Gilbert, oficer amerykańskiego wywiadu wojskowego i psycholog, był więziennym psychologiem przez czas trwania procesu norymberskiego. Obserwował też Rudolfa Hössa, komendanta obozu Auschwitz. Pierwsze wrażenie zawarł w jednym zdaniu: „W tym apatycznym, niskim mężczyźnie nie było nic, co pozwalałoby przypuszczać, że ma się do czynienia z największym mordercą, jaki kiedykolwiek żył na świecie”.

Prof. Stanisław Batawia, wybitny polski kryminolog i psycholog, badając Rudolfa Hössa przebywającego w krakowskim więzieniu Montelupich ocenił, że Höss był człowiekiem o przeciętnej inteligencji, „kochał zwierzęta, lubił małe dzieci, łatwo przywiązywał się do ludzi”. Jak to możliwe więc, że był okrutnym komendantem największego obozu zagłady w dziejach ludzkości?

Termin „efekt Lucyfera” wprowadził amerykański psycholog Philip Zimbardo. Określa on przemianę charakteru pod wpływem czynników zewnętrznych: tak zwany zwyczajny człowiek zaczyna czynić zło. Zimbardo jest autorem tzw. Eksperymentu Zimbardo z sierpnia 1971 roku, w którym 18 studentów zostało losowo przydzielonych do ról strażników i więźniów. Otrzymali oni lakoniczne wskazówki dotyczące tego, jak mają się zachowywać. Po 6 dniach eksperyment przerwano z powodu nasilenia brutalnych aktów agresji strażników w stosunku do więźniów i złego stanu psychicznego tych ostatnich.

„Jednym z   podstawowych procesów wpływających na transformację zwykłych, normalnych ludzi w  bezdusznych lub wręcz wszetecznych krzewicieli zła jest dehumanizacja. Działa ona jak ślepota umysłowa, która przysłania myślenie i zaszczepia przekonanie, że inni to mniej niż ludzie. Sprawia, że niektóre osoby zaczynają postrzegać innych jak wrogów zasługujących na dokuczliwe tortury i   unicestwienie” – napisał Zimbardo w książce „Efekt Lucyfera”.

Dehumanizacja? Sądzę, że po raz pierwszy nastąpiło to w efekcie grzechu pierwszych ludzi. Człowiek został stworzony na obraz Boży. Konsekwencją grzechu było zaburzenie obrazu Boga w człowieku. Dzięki temu łatwiejsza była dalsza degradacja – Kain potrafił zabić swojego brata Abla. I tak od pierwszego grzechu wszyscy jako potomkowie Adama i Ewy jesteśmy grzesznikami i mamy skłonność do zła. Rzeczywiście teraz wystarczy pewien nacisk z zewnątrz, odpowiednie warunki i „dobrzy” ludzie staja się zdolni popełnić największe zbrodnie i popełniają je.

Teza Camusa, że zło wynika z niewiedzy jest zwodnicza – diabeł właśnie w ten właśnie sposób podszedł Ewę: „Wtedy rzekł wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło»” (Rdz 3,4-5). To nie jakaś wiedza, wykształcenie czy religijność jest rozwiązaniem ludzkiej skłonności do zła.

Czy można się z tej skłonności wyswobodzić? Wierzę, że tak! Jezus, którego Słowo Boże nazywa „obrazem Boga niewidzialnego” (Kol 1,15) wykupił nas z tego przekleństwa i skłonności ku złemu (Ef 1,7). Zaoferował rozwiązanie – przemianę człowieka, aby odzyskać Boży obraz. Biblia nazywa tą przemianę „nowym narodzeniem” lub „nowym stworzeniem”. To przemiana dokonywana przez Boga. Na nic się zdadzą ludzkie wysiłki, właściwie ukształtowana kultura, psychologiczny trening czy jakakolwiek religia. Człowiek sam nie jest w stanie wyzwolić się z „efektu Lucyfera”.

Bóg sam przez „nowe narodzenie” zaradza ludzkiej skłonności do grzeszności, do niewierności wobec Prawa Bożego. On obiecał: „Dam prawo moje w ich myśli, a na sercach ich wypiszę je” (8,10). Serca ludzkie są słabe, grzeszne, zwodnicze i nieuleczalnie chore. Dlatego Bóg daje nowe serce, zaszczepia nowa naturę – boską[1], jak to zapowiadał wielokrotnie przez proroka Jeremiasza[2]. Wypisując Prawo w sercach Bóg dokonuje przemiany ludzkich serc: ludzie nie będą już popełniać grzechów. Sprawi, że w sercach ludzi pojawi się całkowite zaufanie do Niego i posłuszeństwo wobec Jego woli.

Na tej ziemi jeszcze Szatan kusi nas, lecz ci, którzy zostali przez Boga zrodzeni do nowego życia otrzymali moc, aby nie ulec pokusie. W nich odnawia się obraz Boga. W końcu „będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest. Każdy zaś, kto pokłada w Nim tę nadzieję, uświęca się podobnie jak On jest święty” (1J 3,2-3).

Robert Boryczka (pastor)


[1] Zob. „Tak samo Boska Jego wszechmoc udzieliła nam tego wszystkiego, co się odnosi do życia i pobożności, przez poznanie Tego, który powołał nas swoją chwałą i doskonałością. Przez nie zostały nam udzielone drogocenne i największe obietnice, abyście się przez nie stali uczestnikami Boskiej natury, gdy już wyrwaliście się z zepsucia (wywołanego) żądzą na świecie” (1 P 1,3-4).

[2] „Dam im serce zdolne do poznania Mnie, że Ja jestem Pan. Oni będą moim narodem, Ja zaś będę ich Bogiem, ponieważ z całego serca powrócą do Mnie” (Jr 24,7); „Dam im jedno serce i jedną zasadę postępowania, by się Mnie zawsze bali dla swego dobra i swych potomków” (Jr 32,39).

Scroll to top