Chciałbym poruszyć temat „poczucia winy”, który ostatnio mocno pracuje w moim sercu. Mianowicie jako duszpasterz od kilku lat spotykam się, słucham i rozmawiam z szerokim spektrum ludzi. Są to ludzie bezdomni, biznesmeni, dzieci i dorośli, alkoholicy, chrześcijanie, rodzice, fryzjerzy, samotne matki, lekarze, sportowcy itd.
Ciekawe jest to, że z większością tych, z którymi udaje się głębiej porozmawiać dochodzimy do tego, że „wina” jest nieodłącznym elementem naszego życia. Dla wielu ludzi stanowi to duży problem i jest nieprzeciętnym wyzwaniem. Chciałbym podać kilka przykładów, abyśmy mogli zrozumieć lepiej o czym mówię i jak zwykle próbujemy sobie z tym poradzić.
1. Kiedy zrobimy coś niewłaściwego, popełnimy jakiś grzech
Wina związana z grzechem, błędem itd. często powoduje, że tracimy naszą godność, wstydzimy się czegoś i nie potrafimy nawet podnieść oczu ku górze, ponieważ nie czujemy się godni. Oczywiście zakładam, że mamy w sobie na tyle pokory, iż potrafimy zgodzić się z tym, że coś leży po naszej stronie.
Piszę o tym dlatego, że najczęściej mamy tendencje do szukania problemu u wszystkich innych, ale nie u siebie. Ja natomiast zachęcam, aby rozpoczynać od przeglądu swojego serca, ponieważ tutaj mamy jakiś wpływ. Oczywiście nie jest to łatwe, ale zgoda ze swoim sumieniem i przyznanie do jakiegoś zmagania bardzo często jest początkiem do zmiany.
Zakładam, że gdybyśmy mieli zrobić szczery „rachunek sumienia” to uczciwym byłoby przyznać, że czasem pod wpływem emocji powiedzieliśmy lub zrobiliśmy coś, co zraniło drugiego człowieka i konsekwencje są nieodwracalne, a my musimy z tym żyć.
Jak poradzić sobie z tym poczuciem winy? Czy jeśli przeproszę i poproszę o przebaczenie, to będę odczuwał pokój w sercu? Czy potrafię wybaczyć sobie? A może będę musiał z tym żyć aż do śmierci?
Jesteśmy coraz bardziej doskonali w robieniu wszystkiego, aby nie czuć winy lub niepokoju z tym związanego, tzn. nie czuć tzw. „wyrzutów sumienia”. Poprzeczka moralności i życia coraz bardziej się obniża, ale pomimo tego i tak, prędzej czy później, czuje się ciężar grzechu.
Jedno jest pewne, podobnie jak z brakiem przebaczenia, nieustanne życie w poczuciu winy powoduje pewnego rodzaju raka duszy, w którym to nasze serce coraz bardziej gorzknieje i twardnieje, a nie prowadzi to do niczego dobrego. Warto jeszcze dodać, że to poczucie winy łączy się z przeświadczeniem o karze a kara prowadzi nas do przekonania o potępieniu. Dlatego też często tym uczuciom towarzyszy strach. Jak rozumiem, związane jest to z tym, że większość ludzi czuje gdzieś podświadomie, że kiedyś odpowie za swoje czyny. To uczucie, że jest Ktoś kto sprawiedliwie je osądzi.
2. Kiedy mamy jakiś konflikt szukamy tego „kto jest winny”
Zakładam, że większość z nas znalazła się kiedyś w sytuacji konfliktowej. Czy to z sąsiadem, czy korzystając z jakiś usług, może w pracy, a może z rodziną, a może po prostu jadąc autem. Naturalna postawa człowieka to usprawiedliwienie swojego postępowania i szukanie winnego. Taka postawa powoduje, że energia, którą wkładamy w to, aby orzec o tym kto ma racje powoduje ryzyko straty relacji. Popularne jest takie stwierdzenie „nie liczy się racja, ale relacja”.
Ja bym powiedział, że nie liczy się czyja wina, a człowiek, który za tą winą stoi.
Oczywiście czasem jest ciężko i być może w danym momencie nie da się znaleźć prawdziwej jedności, ale jestem przekonany, że szukanie winnego stawia nas w roli sędziego, a potem co gorsza kogoś kto ma wymierzyć sprawiedliwość.
3. Nasze decyzje często są podyktowane poczuciem winy
Jestem przekonany o tym, że większość z nas czuła poczucie winy przed niespełnionymi oczekiwaniami drugiego człowieka. Np. trzeba iść na urodziny do kogoś, bo nie wypada nie przyjść – będziemy czuć się winni. Albo zapraszamy na jakąś okazję kogoś, kogo wiemy, że nie wypada nie zaprosić. Czujemy się winni smutku lub rozczarowania tych osób. Jest to bardzo delikatna i zarazem niełatwa sprawa. Z jednej strony nie chcemy lub nie mamy ochoty na coś, ale nadchodzące poczucie winy lub świadomość potencjalnego konfliktu motywuje nas do działania. Prawdą niestety jest, że jeśli postępujemy w ten sposób, to straciliśmy swoją wolność na rzecz „winy”, ponieważ to ona determinuje nasze życie.
Wystarczy sobie zadać pytanie: Co tak naprawdę w swoim życiu robię w pełni wolności? Gdzie robię coś z serca dla drugiego człowieka, a nie bo tak powinno się zrobić? Myślę, że tutaj pewnego rodzaju papierkiem lakmusowym mogłoby być to czy mamy wobec drugiego człowieka oczekiwania. Jeśli robię coś 100% z wolności nie powinienem czuć się w żaden sposób rozczarowany, gdyby coś nie poszło po mojej myśli.
Jestem również przekonany, że większość z nas chciałaby, aby ludzie w naszym otoczeniu robili lub byli z nami, ponieważ tego pragną ze szczerego serca, a nie dlatego, że boją się naszej reakcji lub po prostu nie chcą czuć się winni.
Zdaje sobie sprawę, że te trzy punkty nie wyczerpały całego tematu odnośnie „winy”. Rzucają tylko pewne światło i zachęcają do przemyślenia tego jaką rolę w moim życiu pełni „wina”.
Można by również zapytać, czy istnieje jakiś pozytyw poczucia winy w sercu? Albo czy można jakoś przestać czuć się winnym? Poniżej spróbuje odpowiedzieć na to pytanie.
4. Pozytywny wymiar „poczucia winy” – smutek ku upamiętaniu
W moim życiu bardzo długo nie mogłem sobie poradzić z poczuciem winy. Tak jak opisałem to w swoim świadectwie, w przeszłości wyrządziłem wiele krzywd i zraniłem wiele osób i tego nie cofnę. Przez wiele wieczorów wspomnienia i obrazy wracały do mnie. Niektórych ludzi udało się przeprosić i poprosić o przebaczenie, ale oczywiście nie wszystkich. Dalej więc musiałem się zmagać z tym, jak poradzić sobie z winą związaną z grzechami w moim życiu. Oczywiście próbowałem nadrabiać dobrymi i szlachetnymi czynami, ale moje sumienie nie przestawało mnie oskarżać. Przełom nastał, kiedy uwierzyłem Ewangelii Jezusa Chrystusa, dzięki której ten ciężar został ze mnie zabrany.
Przyjrzyjmy się temu krótkiemu fragmentowi:
„Albowiem smutek, który jest według Boga, sprawia upamiętanie ku zbawieniu i nikt go nie żałuje; smutek zaś światowy sprawia śmierć.”
2Kor 7:10
Pismo Św. uczy o smutku, który prowadzi w dwie strony: jedną z nich jest upamiętanie i zwrócenie się do Boga, a drugą smutek, który prowadzi do śmierci. Co to dokładnie oznacza? Rozumiem to tak, że jedynym pozytywnym wymiarem „winy” w życiu człowieka jest to, aby uznać swój grzeszny stan przed Bogiem i zwrócić się do Niego prosząc o przebaczenie. Tylko Bóg może oczyścić nasze serce z poczucia winy i wypełnić nas swoim pokojem. Bóg w swojej łasce wziął nasze winy, nasze grzechy i przybił je do krzyża ogłaszając tym samym, że możemy być wolni od oskarżania i potępienia.
„Wymazał obciążający nas list dłużny, który się zwracał przeciwko nam ze swoimi wymaganiami, i usunął go, przybiwszy go do krzyża;”
Kol 2:14
Wyobraźmy sobie taki obraz, zasiadamy na ławie sądowej, w której jesteśmy głównym oskarżonym.
Po lewej stronie stoi prokurator, który ma listę naszych długów – listę błędów, grzechów, złamanych przykazań itp. Na sali znajduje się również sędzia. Jeśli jest sprawiedliwy i prawy, to przyglądając się naszemu życiu i dowodom jakie są na nas (lista długów), musi on orzec o naszej winie. Każdy z nas ma taką listę. Stając więc przed sędzią, jedyne czego możemy się spodziewać to wyrok skazujący „winny !!” i oczekiwać na konsekwencje naszych czynów.
Według Pisma Św. zapłatą za grzech jest śmierć[1]. Wobec tego odnosząc się do prawa jesteśmy winni śmierci i wyrok ten jest sprawiedliwy.
Do tego momentu, gdyby to był ktoś z nas, to pewnie czułby się winny, wstydziłby się, nie potrafiłby podnieść głowy i oczu do góry, czułby strach i co gorsza musiałby się zgodzić z sędzią, że to jest prawda o nas. Zasłużyliśmy na karę. Sytuacja jest przerażająca, wygląda jakby nie było nadziei.
Jednakże na sali sądowej siedzi jeszcze jedna osoba, która zgłasza sprzeciw. Wyobrażam sobie to tak:
„Wysoki sądzie zgłaszam sprzeciw! Oczywiście mój klient jest winny na podstawie listy długów, które przedstawia prokurator, i zasłużył na śmierć. Jednakże tą karę poniosłem Ja umierając na krzyżu 2000 lat temu. Tym samym lista win zostaje zabrana i wymazana każdemu, kto we mnie wierzy!
Tego właśnie doświadczyłem kilka lat temu, cały ciężar winy został ze mnie zabrany.
To oczywiście wymyślona ilustracja, ale nie widzę na święcie innej opcji na odkupienie z win.
Jeśli się mylę, to jak inaczej poradzić sobie z poczuciem winy ciążącym na człowieku?
Ostatnio zastanawiam się jakbym funkcjonował, gdybym żył ze świadomością, że dany dzień jest ostatni w moim życiu. Co mówiłbym do ludzi, do najbliższych, jakie przesłanie chciałbym po sobie zostawić? Widzę jak ludzie bardzo zmagają się z poczuciem winy i chciałbym przekazać coś na ten temat. Mianowicie, jeśli prawdziwie uwierzyłeś Osobie i dziełu Jezusa Chrystusa, w pełni przyjąłeś przebaczenie i ogłosiłeś Jego panowanie w swoim życiu, nie ciąży na Tobie już wina, ponieważ nie ma potępienia dla tych którzy są w Jezusie Chrystusie[2]. Życie w potępieniu to znaczy właśnie życie w poczuciu winy i samooskarżaniu się. Ewangelia zaś mówi, że łaską zbawiony zostałeś za darmo[3], chociaż kosztowało to życie Syna Bożego.
Jeśli więc tylko wyznałeś grzech i szczerze odwróciłeś się od niego, Boża łaska wypełnia i zmazuje wszelką winę. Dzieło Krzyża jest w pełni wystarczające i w pełni oddaje Chwałę Jezusowi. Kiedy próbujesz odkupić się ze swoich win jakimiś czynami czy szlachetnymi postawami, to odbierasz chwałę Synowi Bożemu i próbujesz przyjąć ją dla siebie. Te winy zostały już zapłacone, nic nie możemy do tego dodać ani ująć. To zasługa Boga, a nie nasza.
Zaufaj Jezusowi i Jego idealnemu dziełu odkupienia, a wtedy będziesz mógł spokojnie odpocząć w tej prawdzie i żyć w wolności.
Pastor Cezary Byczkiewicz
[1] Rzym 6:23
[2] Rzym 8:1
[3] Ef 2:8-10