Propaganda Sukcesu

Kiedy pytam: „Hej, co słychać?”; „Co dobrego?”; „Jak życie?”, często w odpowiedzi słyszę „Wszystko super”; „Wszystko dobrze dziękuje”; „A układa się dzięki”. Myślę, że około 90% ludzi, a może więcej odpowiada w ten sposób. Czasem dorzucając: „Najważniejsze, żeby zdrówko było” i „Urlop”. U większości wygląda to jak pasmo niekończących się zwycięstw i sukcesów. Życie usłane różami czy może presja tego, że wszystko musi być „super”, że musi być „dobrze”. Ciągle chcemy wypadać dobrze w oczach innych. Myślę sobie, że ta presja jest wynikiem niewidzialnej „propagandy sukcesu” pod wpływem której wszyscy jesteśmy. 
Czasem jako duszpasterz mogę posłuchać głębiej tego, co człowiek nosi w sercu i wtedy ci, którzy mają odwagę się przyznać otwierają się i okazuje się, że nie jest tak pięknie, ale chociaż prawdziwie – autentycznie. To już tak mało popularne, chociaż gdyby zapytać dla wielu prawda i szczerość ma tak „wielkie” znaczenie. 

Przyjrzyj się portalom społecznościowym, gdzie w dzisiejszych czasach kręci się życie. Zdjęcia uśmiechniętych często wyretuszowanych zdjęć z wakacji we Włoszech z ukochaną rodziną uśmiechniętą do obiektywu, fotografie jedzenia, ubioru, aut itd. Wszyscy idealnie szczęśliwi i spełnieni, więc czego się czepiam? Czy przeszkadza mi, że ktoś jest szczęśliwy lub że kogoś stać na wakacje na jakiejś pięknej wyspie? Albo na super auto czy ubrania? Absolutnie nie. Pisząc coś takiego do Internetu i narażając się na wszystko z tym związane mam nadzieje na pobudzenie do refleksji, ponieważ zderzam się na co dzień z prawdą jak to w rzeczywistości wygląda i serce mi pęka. 

Stawiam, wobec tego pytanie? Skoro wszyscy są tak szczęśliwi skąd tysiące, jak nie setki tysięcy, ludzi z depresjami, uzależnieniami, rozpadniętymi rodzinami lub tymi, które są z zewnątrz pełne, ale w środku puste/wegetujące. Skąd tyle dzieci na terapiach, ludzi przytłoczonych, wypalonych, nie widzących sensu życia? Ludzi do tego stopnia smutnych, że potrafią targnąć się na swoje życie? Skąd to zgorzknienie? Ludzie z nienawiści i zawiści chorzy, rodziny, które siedzą na spotkaniu udając, że wszystko jest dobrze, a tak naprawdę w środku noszą żal i urazę. Podobnie w pracy spędzamy 1/3 życia, gdzie potrafimy jednego dnia uśmiechać się i wypijać kawę z kolegą, a za pół godziny obgadywać lub biernie się temu przyglądać. Co się z nami dzieje?
Skąd strach przed sprzeciwieniem się temu i powiedzeniem tego jak naprawdę jest?

Ostatnio podczas sprzątania domu ścierałem kurze z mebli i zaryzykowałem zajrzeć za telewizor. Nie chciałem, ale zrobiłem to i niestety zderzyłem się z ogromnym brudem i chaosem. Wtedy też przyszła mi myśl, że trochę tak wygląda nasze ludzkie życie. 
Na zewnątrz mamy posprzątane, próbujemy zrobić dobre wrażenie, podczas gdy za telewizorem są tumany kurzu. Podobnie wygląda życie wielu ludzi – na zewnątrz, na pierwszy rzut oka wszystko pięknie, natomiast strach zajrzeć do środka. 

Staliśmy się też pewnego rodzaju specjalistami, aby robić wszystko co możliwe i odciągnąć uwagę od tego jak naprawdę się czujemy. Czego naprawdę pragnę? Co jest dla mnie ważne? 
Jaki jest sens życia? Kto zadaje sobie dzisiaj tego rodzaju pytania? Jesteśmy mistrzami w zagłuszaniu swojej duszy. Ciągle widzę ludzi w słuchawkach, ludzi w telefonach, ludzi ciągle coś robiących i czymś się zajmujących. A to seriale na Netfliksie, a tu impreza w weekend, oby tylko zrobić jakiś zakup, jakieś spotkanie itd. Ciągłe dostawy z zewnątrz, aby tylko nie okazało się, że magazyn jest pusty. Pewien niemiecki filozof powiedział przed wielu laty coś w tym sensie: 

„im więcej ma człowiek w swoim własnym sercu, tym mniej będzie potrzebował z zewnątrz. Nadmierna potrzeba dostaw z zewnątrz jest dowodem bankructwa wewnętrznego człowieka”[1] 

Cóż za słowa! Musiałem w pewnym sensie umrzeć, aby to przyznać kilka lat temu. Chociaż na zewnątrz wszystko wydawało się u mnie świetnie. W sercu nie mogłem odnaleźć spokoju. Nie potrafiłem być sam. Jedyne co potrafiłem to uzależniać się od kolejnych porcji dopaminy, które przy wyrzucie radości dawały satysfakcje, a przy spadku – depresję. Wiem jak dużo osób ma podobnie, rozmawiam i słucham tego od lat. Bardzo trudno wyjść z tego schematu, bo taka jest ogólna narracja. Próby wyjścia postawienia się są narażeniem się na bycie innym, nienormalnym, odrzuconym. Dlatego nie jest to łatwe i ja rozumiem to. 

Świat w bardzo sprytny sposób wykręcił, ustanowił odwrotną zasadę do tego o czym nauczał Jezus Chrystus w swym słynnym „kazaniu na górze” 

„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebios.”
Mt 5:3

Czy to nie jest niezwykłe? Czy to zdanie nie daje nadziei?
Świat funkcjonuje w trybie udowadniania sobie, że wszystko jest SUPER. Okłamywania się i zagłuszania. Podczas, gdy ten krzyk naszej duszy, ma właśnie nas przywieźć do Boga. To właśnie człowiek zdający sobie sprawę, ze swojego marnego położenia względem Boga, potrafi uświadomić sobie potrzebę zmiany potrzebę kogoś, kto prawdziwe uczyni nas spełnionym. Wówczas nie potrzeba szukać satysfakcji z zewnątrz, ponieważ od środka wypełnia nas Bóg! Takie życie jest życiem wolnym od potrzeby udowadniania czegokolwiek i tym samym jest życiem, gdzie można być błogosławieństwem dla innych. To obraz magazynu, który koncentruje się na eksporcie, ponieważ ciągle jest pełny. Źródło zaś jego importowanych towarów jest nieskończone, ponieważ dostawca jest nieskończony!

Kogo stać na wyrwanie się z tego błędnego i prowadzącego donikąd koła? Kto ma odwagę? 
Ja nie potrafiłem, a próbowałem. Zaufałem zaś Temu, który oddał za mnie życie – Jezusowi Chrystusowi. Kiedy uwierzyłem w Niego i oddałem Mu swoje życie, pierwszy raz mogłem odpocząć. Poczułem pokój w sercu. Nagle mój magazyn był pełen miłości, troski, przebaczenia i radości. Wreszcie w moim sercu pojawiło się pragnienie prawdy, a Bóg dodawał sił i odwagi. Odnalazłem sens. Odnalazłem prawdę, że nie muszę udawać, bo Bóg zna mnie i kocha takiego jakim jestem. Zaufanie Jemu zawsze wiąże się z kosztem odrzucenia przez świat, jego narracji, jego wartości. Uwierzyłem, że Jezus Chrystus jest tego wart. Czy oznacza to, że jestem wolny od zmagań? Nie. Uznałem tylko, że życie dla Boga jest cenniejsze niż wszystkie skarby i sukcesy. Przy Nim mogę być sobą, nie muszę udawać. I choć cały świat by mnie odrzucił, Stwórca świata kocha mnie! Tak więc nie wpisuje się w propagandę sukcesu, raczej wybrałem umrzeć dla świata, aby reszta mojego życia była życiem Jezusa Chrystusa we mnie!


[1] A.W.Tozer „Radykalny Krzyż” str. 6 



Pastor Cezary Byczkiewicz

Scroll to top