Jesień to sezon, w którym dużo czasu spędzam w pobliskim parku z żoną i dziećmi. Z całą rodziną praktykujemy długie spacery, zbieramy kasztany i karmimy wiewiórki. Stało się to naszą tradycją i jest to naprawdę dobry czas, dużo rozmawiamy i uczymy się siebie. Ten sam park od kilku lat jest miejscem moich osobistych spacerów modlitewnych, gdzie Bóg w swojej łasce przemienia mnie i powoduje, że moje serce, umysł i wola w jakimś ponadnaturalnym procesie jednoczą się z Nim. Staram się być w tym wierny, bez względu na to jakie emocje mi towarzyszą lub jaka jest tego dnia pogoda.
W zasadzie wydaje się, że w takim spacerowaniu nie ma nic wyjątkowego, podczas gdy ja przeżywam tam swój wyjątkowy czas z Bogiem. Nie ma schematu tego, w jaki sposób można taki czas spędzać. Akurat ja zwykle śpiewam, dziękuję, wysławiam Boga, modlę się o moją najbliższa rodzinę, o Kościół, o przebudzenie w naszym mieście i wiele innych rzeczy. Czasem również czytam Pismo św., chociaż ostatnio po zakupieniu Biblii audio, przesłuchuje całe księgi doświadczając raz po razie nowych odkryć lub głębszego zrozumienia prawd, które już znam.
Podczas wczorajszego spaceru zorientowałem się, że posiadam w kurtce trochę orzechów, więc postanowiłem, że gdy zobaczę jakieś wiewiórki po prostu zaopatrzę je w zapasy na zimę. Nie spodziewałem się, że Bóg poprowadzi mnie w myśleniu w taki sposób, że karmienie wiewiórek doprowadzi mnie do refleksji. Być może ktoś zrozumie co mam na myśli.
Pierwszą wiewiórkę, którą spotkałem zachęciłem do interakcji przez pukanie orzechami w dłoniach. Kiedy podbiegła, ukucnąłem i chciałem podarować jej świeżego dorodnego orzecha.
Ku mojemu zaskoczeniu, nie wzięła go, a pobiegła do starego żołędzia uciekając ode mnie.
Wstałem z uśmiechem rozczarowany, ale nagle dostałem myśl. Podobnie jest w życiu biorąc pod uwagę, że Bóg obdarzył nas wszelkim dostępnym błogosławieństwem nieba w Chrystusie, i ilustracją tego może być ten orzech, to tak jak to rude stworzenie, gardzimy Nim, wybierając różne inne substytuty, które gwarantują chwilowe i do tego fałszywe spełnienie.
Spacerując dalej napotkałem kilka wiewiórek obok siebie, które kompletnie nie były zainteresowane orzechami. Być może były najedzone, ale one po prostu latały i się bawiły, chwytały chwilę. Wtedy pomyślałem, że znów podobnie jest z tymi ludźmi, których świat i korzystanie w „pełni” z niego przysłania prawdziwy cel i sens życia człowieka. Zabawa skutecznie oddala jakiekolwiek egzystencjonalne myśli.
Nie bez powodu w Księdze Koholeta napisane jest:
„Lepiej jest iść do domu żałoby niż iść do domu wesela, bo w tamtym jest koniec każdego człowieka, i człowiek żyjący bierze to sobie do serca.”
Koh 7:2[1]
Rzeczywiście rzadko kiedy człowiek jest skłonny do refleksji, kiedy wszystko się układa i zabawa trwa. Natomiast, kiedy żegnamy człowieka z tego świata, to zderzamy się z głębokimi myślami. Zdarza się, że rozważamy przebaczenie, swoje życie, lub po prostu temat śmierci i tego co będzie potem. Podobnie jak ja, gdy chciałem obdarować wiewiórki ich przysmakiem, tak samo Bóg pragnie, aby człowiek został zbawiony, uratowany, aby zwrócił wreszcie ku Niemu swoje oczy. Jeśli Bóg naprawdę istnieje, to czy nie jest to ironią losu, że jest zmuszony przyzwalać na różne przykre okoliczności w naszym życiu, abyśmy zatrzymali się i w trwodze do Niego zawołali?
Według mnie świadczy to tylko o tym, kim człowiek tak naprawdę jest. A może jest ktoś, kto nigdy do Boga nie zawołał? Może po prostu jeszcze nie!?
Chwile później idąc dalej drogą, zobaczyłem mnóstwo czarnych ptaków i gołębi, które wyjadały i odganiały wiewiórki od ich jedzenia. Było to naprawdę ciekawe zjawisko. Kiedy rzuciłem orzech, zlatywały się ptaki i nie udostępniły wiewiórkom przestrzeni do skorzystania z jedzenia, a same je wyjadały. Część z nich siedziała na gałęziach, a część zlatywała się i wykradała to co pierwotnie przeznaczone było dla wiewiórek. Pewnie ci z was, którzy znają Słowo Boże domyślacie się, że skojarzyłem ten obraz od razu z fragmentem o siewcy, gdzie ptaki wyjadały zasiane ziarno. Rzeczywiście to jest absolutna prawda. Zło na świecie jest osobowe i często o tym zapominamy. Diabeł od początku robi wszystko, aby zatrzymywać rozpowszechniającą się Chwałę Boga. Pomimo, iż został pokonany na Krzyżu przez Jezusa Chrystusa, używa podstępu i przebiegłości, aby zniszczyć i okraść dzieci Boże ze wszystkiego do czego są powołane. Dobrze jest pamiętać, że będąc na ziemi jako wierzący jesteśmy na wojnie. Warto więc zachowywać właściwą perspektywę. Pamiętajmy również, że wszelkie próby i trudności nie są sprawdzianem naszej silnej woli, lecz WIARY. Tak! To, w co wierzę i jak wierzę determinuje moje postępowanie i życie.
Spacerując dalej, przy dłuższej alejce spotkałem kolejną wiewiórkę. Znów zwabiłem ją pukaniem orzechami, i gdy ukucnąłem, miałem nadzieje, że weźmie ode mnie jedzenie.
Ta wiewiórka była cała w strachu pomimo, iż nic się wokół nie działo. Podbiegała i odbiegała kilka razy kręcąc się wokół. Widać było, że po prostu się boi. Było mi jej szkoda i gdy po prostu rzuciłem jej orzech i odszedłem dostałem myśl. Ile razy w życiu strach okrada nas przed tym, co Bóg dla nas ma. Strach przed ludźmi, przed śmiercią, przed utratą pracy lub relacji, przed samotnością itd. Wszystko to jest potężną bronią, okradającą nas od życia, które przeznaczył Bóg. Znów chodzi o zaufanie Bogu, Jego Słowu i Jego obietnicom ponad wszystko. Bóg jest dobry i godny zaufania. Problem jest, gdy się Go osobiście nie zna, ponieważ trudno zaufać komuś kogo się nie zna. Strach przed nieznanym tak często powoduje bierność w naszym życiu. Życiu, które przechodzi jak woda przez palce, a mamy je tylko jedno.
Na koniec opowieść o wiewiórce, która zadziwiła mnie swoją pomysłowością. Nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Otóż jedna z nich, gdy zobaczyła, że mam orzechy podeszła. Kiedy ukucnąłem, delikatnie swoimi łapkami wzięła orzech i uciekła. Ku mojemu zaskoczeniu pobiegła, aby go zakopać obok swojego drzewka. Jeszcze bardziej zdziwiony byłem, gdy kilka razy powtórzyła tą akcję. Nie spotkałem się z czymś takim jeszcze. Wlało to jednak nadzieję w moje serce. Idąc dalej tokiem myślowym odnośnie do mojej duchowej ilustracji z normalnego życia, pomyślałem, że faktycznie spotkałem kilku ludzi w swoim życiu, którzy naprawdę chcą i kochają Boga. Są gotowi podążać za Nim, bez względu na koszt. Spędzają czas na studiowanie Jego Słowa i modlitwę, coraz lepiej poznając w ten sposób swojego Stwórcę. To ludzie, którzy mądrze inwestują czas na przyszłość i to tę wieczną. Podporządkowują każdy aspekt swojego życia tak, aby to wola Boża stawała się wolą ich życia. I chwała Bogu za tych ludzi! Są ogromną zachętą. Mam dla Was fragment Pisma Św. ku zbudowaniu:
„Wtedy Piotr rzekł do Niego: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy? Jezus zaś rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy.”
Mt 19:27-29[2]
[1] Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Poznań 2003
[2] Tamże
Pastor Cezary Byczkiewicz