Wierzące dzieci niewierzących rodziców

Myśli związane z tytułem tego artykułu gromadzę od lat. Ostatnio natomiast mam przekonanie, aby zebrać swoje obserwacje i oficjalnie o tym napisać. Spróbuje ugryźć temat z różnych stron, a moje przemyślenia i punkt widzenia będą w oparciu o wysłuchanie wielu świadectw ludzi nawróconych. Na początek chciałbym zdefiniować, kto według mnie jest człowiekiem wierzącym. 

Wierzący – To chrześcijanin narodzony na nowo, uczeń i naśladowca Chrystusa, który uwierzył w przesłanie Ewangelii. Żyjący w oparciu o autorytet Pisma Św., w sprawach wiary i życia. Człowiek, który nie koncentruje się na zasadach i przepisach, nakazach i zakazach, ale posiada żywą relację/więź z Bogiem. 
W jego życiu widać również owoce tego przynależenia do Boga w postaci uświęcenia, zmian charakteru, oddzielenia od świata oraz coraz większej pobożności. Nie jest to osoba, która kiedyś uwierzyła w jakąś definicję, lub istnienie Boga, ale osoba, której Panem jest Jezus Chrystus i widzi ona stale coraz głębsze zrozumienie panowania Jego w swoim życiu. 

Dlaczego to rozróżnienie jest ważne? Otóż w naszej kulturze, choć nie tylko, dominuje takie myślenie: jeśli chodzę w niedziele „do” kościoła, lub jestem urodzony w Polsce, automatycznie „jeszcze” – choć już się to kończy – jestem wierzącym. Nie ma znaczenia jak wygląda moje życie w tygodniu, co jest jego sensem, ale Polaka – katolika często rozumiemy niestety jako wzór prawdziwego wierzącego. Oczywiście coraz częściej i coraz więcej ludzi w naszym kraju w ogóle nie jest zainteresowane wiarą przedstawianą w ogólnej narracji – i wcale się temu nie dziwię. 

Wracając do głównego tematu. Najpierw stanę w obronie rodziców chociaż przyznam szczerze, że zajęło mi to kilka lat, aby zrozumieć zaistniałą sytuację i dojrzeć do niektórych rzeczy. Przeszedłem tą drogę od osądzania, krytykowania, debatowania i kłótni do kochania, bycia i głębszego zrozumienia sprawy. Być może mój punkt widzenia będzie dla niektórych, nie mających już nadziei chrześcijan pomocny. 

Dlaczego rodzicom jest tak trudno? Przecież widzą moją zmianę, widzą, jakość i radość mojego życia. Przestałem bluźnić, nie kłamię, rzuciłem nałogi, chce kochać i żyć dla Boga. Zacząłem czytać Pismo Św., aby poznać wiarę, a słyszę, że jestem w sekcie? Co w tym złego?
Czemu to ich nie pociąga? Czemu nie mogą uznać, że coś w tym jest? Bardzo długo zadawałem sobie te pytania i wiele czasu spędziłem na modlitwie. Czasem w naszym życiu jest tak, że gdy szczerze, bez arogancji modlimy się do Boga w czyjejś sprawie, to On daje nam czasami wejść i zobaczyć głębiej istotę danej sprawy lub motywacje człowieka. Otóż wyobraźmy sobie, że w naszej kulturze wiara kojarzy się głównie z katolicyzmem i bardzo mocną tradycją. Wszystko inne jest często nazywane „sektą”. Nie dziwmy się, bo system i to w czym wzrastali nasi rodzice mocno ukształtowały to kim są i czasem lata uczestniczenia w czymś mocno wzrastają w naszą tożsamość. Nagle poglądy jakie mamy, lub jakie przyjęliśmy nie są kwestią naszego zdania, a raczej częścią tego KIM JA JESTEM. Wówczas, kiedy, mówimy, że ktoś jest w błędzie, że Biblia, mówi inaczej, nie jest to kwestia zmiany zdania jak w stosunku do kupienia innej kurtki, a raczej uderzamy w jądro ludzkiego jestestwa, tożsamości i całej budowli, na której postawili życie. Ponadto, nie mówi to wielki autorytet w koloratce lub z tytułem doktora teologii, ale dziecko, które doświadczyło coś z Bogiem i próbuje ratować rodziców przed wiecznym potępieniem. 
Zastanówmy się czego to wymaga od rodziców? Niesamowitej pokory i uniżenia. Przecież według nich to oni wszystko wiedzą, to oni wychowali nas, to oni mają doświadczenie, my jeszcze nic o życiu nie wiemy. Uznając, że nasz punkt widzenia jest słuszny, że często wiara ich jest martwa, nie zmieniają po prostu zdania. Jest to tak głęboko zakorzenione w nich, że aż bliskie uczucia śmierci lub straty duszy. Ile kosztuje pokory uznanie, że byli lub są w błędzie? Mają się uczyć od swojego dziecka? Przecież to wstyd. Postarajmy się wejść w ich buty i miejmy łaskę dla naszych rodzin. Nie wszystko jest takie proste, jednak Jezus powiedział: 


„Następnie Jezus powiedział do swoich uczniów: Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się wyprze samego siebie, weźmie swój krzyż i niech idzie za Mną. Bo kto by chciał ocalić swoją duszę, zgubi ją, a kto by zgubił swoją duszę ze względu na Mnie, odnajdzie ją. Co bowiem zyska człowiek, choćby zdobył cały świat, jeśli swą duszę utracił? Bo co da człowiek w zamian za swoją duszę?”[1]
Mt 16:24-26


Często, gdy mam możliwość odwiedzenia rodzin nowych chrześcijan, zamiast cieszyć się ze zmian u swoich dzieci spotykam się ze zdaniem:
„Próbowaliśmy wychować ją/jego jak najlepiej”, „zastanawiam się, gdzie popełniliśmy błąd”, 
„no skoro działa to w życiu jego, to się cieszymy”. Niewielu rodziców zmierzy się z tematem, ugnie się i chociaż sprawdzi, otworzy Pismo św. – nie z motywacją udowodnienia błędu, ale szczerze szukając odpowiedzi z otwartym sercem i sprawdzi co ich dziecko mówi? 
Kochani rodzice, mam świadomość, ile to kosztuje uniżenia i wiem, że nie jest to proste, ale może warto. 

Czasem spotykamy się z innymi chrześcijanami i rozmawiamy, jak mogłoby wyglądać życie rodzinne, gdyby nasi bliscy się nawrócili i postępowali zgodnie ze Słowem Bożym. 
Nasze spotkania byłyby zupełnie innej jakości. Mniej telewizora w tle, rozmów o wojnie, polityce, narzekania, dawania rad, wulgarnych słów, przerywania, kłamstw itd. Święta, rzeczywiście zamieniłyby się w czas skoncentrowany na Bogu, nie na jedzeniu, sprzątaniu, prezentów i wszelkimi nerwami związanymi z tym. Dzielilibyśmy się tym, co Bóg zrobił, robi i na co mamy nadzieję. 
Wielu chrześcijan na myśl o szczerej modlitwie z rodzicami po prostu płaczą. Latami modlą się za rodziców. Z różnym skutkiem. Co ciekawe, najwięcej nawróceń wśród rodziców, o których ja akurat słyszałem, dzieje się pod koniec życia, lub w jakiś traumatycznych często związanych z poważną chorobą okolicznościach. Czy to nie jest smutne, że człowiek dopiero uniża się, zdaje sobie sprawę, ze swojej marności względem Stwórcy, kiedy jest poważnie chory, z perspektywą nadchodzącej śmierci? Czy naprawdę nie szkoda życia i czasu tu na ziemi? 

Pewnego dnia niewierzący znajomi zabrali nas na film „I can only imagine”[2] o muzyku, którego mama opuściła apodyktycznego ojca, który katował i wyżywał się na nich. Płakałem od 5-tej minuty filmu, już aż do końca. W filmie tym, wspomniany artysta nawraca się, śpiewa piosenki oddające Bogu cześć, a jego samotny ojciec schorowany na raka, słucha w radiu chrześcijańskiego przesłania syna. W rezultacie nawraca się i próbuje otrzymać przebaczenie od poranionego syna. Bóg wszystko zaczął naprawiać i na końcu życia ojca jedna się on z synem. Wówczas stają się najlepszymi przyjaciółmi. Prowadzą głębokie rozmowy, naprawiają traktor, wzajemnie prześcigają się w miłości i szacunku. Niestety mieli tylko kilkanaście tygodni, ale cenniejszych niż te wszystkie lata przed nawróceniem ojca. Na pogrzebie syn odśpiewuje „Cudowną Bożą łaskę”, wtedy już cała sala kinowa płakała. Pytanie moje jakie sobie postawiłem: dlaczego wcześniej nie mogliby się pojednać i spędzać lata razem wzrastając w miłości Bożej i Piśmie Św.? Oczywiście to tylko film, ale ilu synów dzisiaj ma dobre relacje z tatą? Ilu potrafi rozmawiać o czymś więcej niż: Jak w pracy? Jaka pogoda? Jak zdrowie itd.? Wierzę, że gdy Bóg wkracza do życia człowieka, to naprawia wszystko, szczególnie relacje, ale znów ceną jest rezygnacja z siebie i przyjście do Boga. 

Jaką mam radę dla wierzących dzieci niewierzących rodziców? 
Kochaj, towarzysz, opiekuj się na ile jest to możliwe. Był czas, kiedy byłeś odpowiedzialny przed rodzicami, teraz jesteś odpowiedzialny – w jakimś sensie – za nich. To tylko kwestia czasu, kiedy starość – która pięknie udała się Bogu! – wymusi potrzebę Twojej pomocy.
My czytający Słowo Boże wiemy, że jeśli Bóg nie pociągnie, to ciężko człowiekowi na jakąś głębszą refleksję odnośnie do wiary. Nie kłóć się, nie debatuj, chyba że prowadzi tak Duch Św. Płacz przed Bogiem za swoich ukochanych rodziców. Może Bóg okaże łaskę i będzie okazja podzielić się z nimi Ewangelią. Twoje życie jest świadectwem, nie bój się mówić „Nie”. Wierz mi, jesteś obserwowany: jak żyjesz, kiedy idziesz na kompromis ze światem, jak wychowujesz dzieci, o czym mówisz itd. Nie obwiniajcie się również, że nie możecie przekonać rodziców, gdyż nawet Jezus został wzgardzony w swym rodzinnym środowisku. 


„Gdy przyszedł w swoje ojczyste strony, nauczał ich w ich synagodze, tak że byli oni zdumieni i mówili: Skąd u Niego ta mądrość i te dzieła mocy? Czy nie jest On synem tego cieśli? Czy Jego matce nie jest na imię Maria, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? A Jego siostry — czy nie ma ich wszystkich przy nas?  Skąd więc u Niego to wszystko? I zaczęli szukać powodów do odsunięcia się od Niego. Jezus zaś powiedział im: Nie jest prorok bez czci, chyba tylko w ojczystych stronach i w swoim domu. I nie dokonał tam wielu dzieł mocy — z powodu ich niewiary.” 
Mt 13:54-58[3]


Słowo dla rodziców. Kochamy Was, choć inaczej niż kocha świat i wiem, że to często powoduje lęk i złość. Byłoby szkoda, gdyby na starość, dopiero tuż przed śmiercią przyszła jakaś refleksja. Czy trzeba tak długo czekać, aby głęboko zastanowić się nad życiem i jego sensem? Kochani, jeśli nie należycie do Boga, śmierć jest waszym końcem, dla niektórych wcześniej, dla niektórych później, ale nie uciekniecie przed tym. Ufając zaś i poddając się Bogu, macie gwarancję, że spędzicie z dziećmi wieczność, być może też z wnuczkami.  Czy to nie paradoks świata, że Jezus został wzgardzony dokładnie w swoim rodzinnym mieście? Ten który miał Słowo Żywota, który był jedyną Droga, Prawdą i Życiem? Co, jeśli wasze dzieci naprawdę spotkały Boga? Czy warto się uniżyć? Czy stać na zawsze przy swoim? Moją modlitwą jest, aby chociaż jedna osoba, która przeczyta to, jeden rodzic, doszedł do głębszej refleksji i otworzył się na Boga.  

Amen!



[1] Pismo Święte, Przekład dosłowny, Biblia to jest Pismo Święte Starego i Nowego Przymierza, Wydanie pierwsze, Poznań 2020

[2] Polski tytuł „Dotknij Nieba”

[3] Pismo Święte, Przekład dosłowny, Biblia to jest Pismo Święte Starego i Nowego Przymierza (…)

Pastor Cezary Byczkiewicz

Scroll to top