Wczoraj wieczorem, siedząc w fotelu z Biblią otwartą na Liście do Filipian, zastanawiałem się nad paradoksalną naturą ludzkiego doświadczenia. Czy myśleliście kiedyś, jak wyglądałoby Wasze życie, gdybyście mogli przeżyć je jeszcze raz, zachowując całą swoją obecną wiedzę? Wszyscy żyjemy z ciężarem decyzji, które podjęliśmy. Gdybym tylko wiedział wtedy to, co wiem teraz…
Ta myśl kieruje mnie do Pawła z Tarsu. Oto człowiek, który w chwili pisania swoich najbardziej podnoszących na duchu słów, siedział uwięziony w Rzymie. Mógłby być wściekły i rozpaczać. Mógłby żałować drogi, którą obrał. Zamiast tego pisze: „Chcę, bracia, abyście wiedzieli, że to, co mnie spotkało, pomogło dobrej nowinie dotrzeć jeszcze dalej” (Fil 1:12).
Co za niezwykła perspektywa! Paweł widzi w kajdanach, które nosi, coś więcej niż tylko ból – dostrzega w nich szansę, by jego historia dotarła tam, gdzie on sam nie mógłby dotrzeć. Widzi, jak jego łańcuchy – symbol ograniczenia i porażki – stają się narzędziem szerzenia poselstwa, które uczynił treścią swojego życia. Słyszę w tym echo słów: „Bóg pisze prosto na krzywych liniach naszego życia”1.
Zatrzymuję się nad modlitwą Pawła o to, by miłość Filipian „coraz bardziej wzbogacała się w poznanie i doświadczenie” (Fil 1:9). To interesujące połączenie. Nie chodzi tu tylko o teoretyczną wiedzę ani o naiwne uczucie miłości, ale o miłość dojrzałą – hartowaną przez życiowe próby.
Kiedyś rozmawiałem ze znajomym pracującym w sektorze AI. Opowiadał mi, jak nawet najinteligentniejsze algorytmy potrzebują ekspozycji na setki tysięcy przykładów – zarówno poprawnych jak i błędnych – aby nauczyć się rozpoznawać wzorce. Oczywiście systemy AI „uczą się” w sposób matematyczny poprzez optymalizację funkcji, podczas gdy ludzkie uczenie się jest znacznie bardziej złożonym procesem obejmującym świadomość, emocje i wymiar duchowy. Jednakże ta celowo uproszczona analogia do ludzkiego doświadczenia uderzyła mnie swoją trafnością. Jeśli nawet maszyny potrzebują „doświadczać” błędów, aby się uczyć, o ile bardziej my, ze wszystkimi zawiłościami naszej emocjonalnej i duchowej natury, potrzebujemy przeżywać zarówno wzloty jak i upadki.
Nie mogę nie zauważyć, jak bardzo współczesne społeczeństwo próbuje wyeliminować wszelkie niewygody i trudności. Dążymy do życia bez bólu, bez porażek, bez smutku. Media społecznościowe pełne są przepisów na natychmiastowe szczęście i sukces. Ktoś sprawia ci przykrość? Jednym kliknięciem możesz to „naprawić”. Klik – i już nie ma „znajomego”. A jednak, prawda o ludzkiej kondycji – prawda, którą wczesne chrześcijaństwo tak dobrze rozumiało – jest taka, że głębokie transformacje często rodzą się w ogniu próby. W filmie „Na skraju jutra” padają jakże znamienne słowa: „Battle is the great redeemer. It is the fiery crucible in which true heroes are forged.”2 czyli: Bitwa jest odkupieniem, tyglem, w którym wykuwani są prawdziwi bohaterowie.
Pamiętam, jak byłem zszokowany, czytając o II wieku i Ignacym z Antiochii3, kiedy męczeństwo było uważane za najszlachetniejszą formę chrześcijańskiego życia. Co za kontrast wobec współczesnych „ewangelii sukcesu”, które obiecują, że z Bogiem wszystko będzie łatwe i przyjemne! Apostołowie nie byli chronieni przed cierpieniem – przeciwnie, Jezus zapowiedział im, że będą pić z tego samego kielicha co On.
Myślę o moich własnych trudnościach z ostatniego roku – o chorobach, które dotknęły moją rodzinę, o przyjaźniach, które się rozpadły, o zawodowych rozczarowaniach. Przez długi czas pytałem: „dlaczego, Boże?” – oczekując, że skoro jestem osobą wierzącą, powinienem być w jakiś sposób chroniony przed życiowymi burzami.
List do Filipian otworzył mi oczy na inną perspektywę. Paweł nie tylko akceptuje swoje trudności – on dostrzega w nich głębszy cel. Co więcej, znajduje w sobie siłę, by cieszyć się, że „mimo wszystko, w ten czy inny sposób, obłudnie czy szczerze, Chrystus jest głoszony”. Ta zdolność do wzniesienia się ponad własne cierpienie, to znak prawdziwej dojrzałości duchowej.
Przypomina mi się scena z filmu „Bruce Wszechmogący”, gdzie główny bohater, obdarzony boską mocą, postanawia automatycznie odpowiadać „tak” na wszystkie modlitwy. Skutki były katastrofalne. Ten komediowy obraz niesie głęboką mądrość – nie wszystko, o co prosimy, byłoby dla nas dobre, nawet jeśli w danym momencie wydaje się upragnione.
W ostatnim tygodniu czytałem o procesie formowania diamentów. Zwykły węgiel – choć nie do końca ten sam, który używamy do grillowania – pod ekstremalnym ciśnieniem i w wysokiej temperaturze przeobraża się w najtwardszy znany materiał. Bez tych ekstremalnych warunków transformacja byłaby niemożliwa. Zastanawiam się, ile razy w moim życiu trudne okoliczności, których chciałem uniknąć, były właśnie tym, czego potrzebowałem, by stać się silniejszy, mądrzejszy, bardziej współczujący – nie żebym się za takiego uważał … sami wiecie. Ale jakkolwiek to zabrzmi: Bóg uczy nas przez cierpienie, którego nie chcemy, ale którego potrzebujemy.
Starożytni mnisi, ojcowie pustyni jak Antoni czy Pachomiusz4, intuicyjnie to rozumieli. Wybierali trudne warunki życia nie z masochistycznych pobudek, ale z głębokiego zrozumienia, że charakter kształtuje się poprzez przeciwności. Czytałem kiedyś, że św. Bazyli porównywał cierpienie do ognia, który wypala nieczystości, pozostawiając czysty metal5.
Jak złoto w tyglu jest oczyszczane przez ogień (Mal 3:1-3), tak serca wiernych są oczyszczane przez próby cierpienia. Ogień nie niszczy metalu, lecz oddziela od niego nieczystości; podobnie cierpienie nie niszczy duszy, lecz oczyszcza ją z ziemskich przywiązań.
Patrząc wstecz na swoje życie, widzę teraz, że wiele moich porażek i rozczarowań ukształtowało mnie bardziej niż sukcesy. To bolesne zakończenie młodzieńczych związków nauczyło mnie, czym jest prawdziwa miłość. To utrata pracy zmusiła mnie do odkrycia mojego prawdziwego powołania. To poważna choroba otworzyła moje oczy na codzienne błogosławieństwa, które wcześniej ignorowałem.
Nie twierdzę, że cierpienie samo w sobie jest dobre – Jezus sam uzdrawiał chorych i karmił głodnych, pokazując, że ulga w cierpieniu jest czymś, o co warto zabiegać. Ale jednocześnie widzę mądrość w słowach Pawła – czasem to, co wydaje się porażką, może prowadzić do nieprzewidzianych możliwości. Czasem nasze osobiste trudności mogą stać się pomostem dla kogoś innego.
Zastanawiam się, ile razy moje własne trudności pomogły komuś innemu. Może moja otwartość w zmaganiach z przygnębieniem pomogła przyjacielowi szukać pomocy? Może moje potknięcia w rodzicielstwie i szczere przyznanie się do nich dało odwagę innym rodzicom? Może nawet teraz, pisząc te słowa, stanę się dla kogoś zachętą?
W świecie, który obiecuje szybkie rozwiązania i bezbolesne ścieżki do sukcesu, starożytna mądrość Listu do Filipian przypomina nam, że głębokie transformacje wymagają czasu, cierpliwości i często – przejścia przez dolinę cienia. Zamiast pytać „dlaczego ja?”, może warto zapytać „czego mogę się z tego nauczyć?” i „jak moje doświadczenie może służyć innym?”.
Dzisiejszy wieczór spędzę, medytując nad tym paradoksem – że czasem to, co wydaje się najgorszą rzeczą, może być początkiem czegoś najlepszego. Jak pisał C.S. Lewis: „Bóg szepcze do nas w naszych radościach, mówi w naszym sumieniu, ale woła w naszych bólach: jest Jego megafonem, by obudzić głuchy świat”6. Może właśnie przez te trudne doświadczenia słyszymy najwyraźniej to, co najważniejsze.
Krzysztof Radzimski
- Jan Grzegorczyk, Adieu. Przypadki księdza Grosera. ↩︎
- Edge of Tomorrow, 2014 ↩︎
- Norbert Widok, Wiara miłość nadzieja Studium w oparciu o listy Ignacego z Antiochii, Opolska Biblioteka Teologiczna, 2011. ↩︎
- Hiżycki, Szymon OSB. Zrozumieć Ojców Pustyni. Wprowadzenie do lektury apoftegmatów. Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC, 2019. ↩︎
- Św. Bazyli Wielki, Pisma ascetyczne, t 1, wstęp do zarysu ascezy, o sądzie Bożym, o wierze, reguły moralne, przekład i opracowanie Ks. J Naumowicz, Kraków 1994. ↩︎
- Lewis, Clive Staples. Problem cierpienia. przekład Andrzej Wojtasik. Kraków, Wydawnictwo Esprit, 2010. ↩︎